Teksty krytyczne

 


Mieczysław Paszkiewicz

[...] "Szkicownik Kresowy" jest wyborem rysunków artysty z jego młodzieńczego okresu. Powstawały one w czasie wakacji spędzanych w gościnnym domu państwa Buczkowskich, którymi synowie - a zwłaszcza Leopold, dzisiejszy powieściopisarz - byli serdecznymi przyjaciółmi artysty. Szkicowniki z tego okresu, z których tylko część tylko jest obecnie w bezpośrednim posiadaniu Kratochwila, a część pozostała w Kraju, wypełnione są setkami, jeśli nie tysiącami szkiców błota, drzew, burzanów, scen jarmarcznych czy weselnych, chłopów, szlachty zagrodowej i Żydów. Jest w tych rysunkach młodzieńczy zapał artysty, jego wnikliwa ciekawość życia i urody świata, który dziś już nie istnieje. Świata, który umarł gwałtowną śmiercią we wrześniu 1939 roku.

Cel wydawnictwa jest dwojaki: chce zobrazować (w bardzo ograniczonej objętością albumu i trudnościami technicznymi mierze) charakterystyczny i ważny odcinek twórczości Kratochwila, ale także ma za zadanie pokazać życie południowo-wschodnich kresów przedwojennej Polski, utrwalone przez artystę w ostatniej chwili jego istnienia. Wiele zabytków drewnianej architektury Podola i Wołynia pochłonęła wojna, a przesunięcia ludności i zmiany polityczno-społeczne zniszczyły bezpowrotnie typ życia wiejskiego i małomiasteczkowego owych ziem. Rysunki są nie tylko dziełem sztuki, ale także dokumentem historycznym i kulturalnym. Dla wielu ludzi pochodzących z tamtych stron stanowić one będą również przypomnienie-pamiątkę.

W stosunku do artysty jest album częściowym spłaceniem długu wdzięczności i uznania jakie społeczeństwo winne jest twórcom. Stanowi świadectwo, że osamotnienie Mariana Kratochwila jest jednak pozorne.

M. Kratochwil, Szkicownik kresowy, oprac. graficzne i wstęp Mieczysław Paszkiewicz, Londyn 1958, s. 1-2.

***

Marian Kratochwil urodził się w 1906 r. w miasteczku Kosowie na Huculszczyźnie. Zapewne pod wpływem matki-śpiewaczki przyszły malarz wykazał niezwykle wcześnie zainteresowanie muzyką. Dzieckiem jeszcze grał na fortepianie i komponował. Podobno wcześniej nauczył się czytać nuty niż litery. Zainteresowanie książką zawdzięcza ojcu - z zawodu prawnikowi. Czytywali wspólnie klasyków literatury greckiej, rzymskiej, francuskiej i niemieckiej. W gimnazjum uchodził za leniwego ucznia, a szczególnie matematyka była mu utrapieniem. Bardziej niż szkoła, wpłynęła na jego intelektualny rozwój atmosfera domu.

Zainteresowanie plastyką, skłonność do rysunku znalazły poważny bodziec w pierwszym zetknięciu się z Rembrandtem: była to reprodukcja młodzieńczego autoportretu holenderskiego mistrza, która olśniła sztubaka. Wprędce, zapoznanie się z rysunkami Matejki popchnęło go zdecydowanie ku plastyce. Wpływowi Matejki zawdzięcza również artysta swoje wczesne kompozycje historyczne.

Po ukończeniu gimnazjum Kratochwil ulega wpływom i czarowi Chełmońskiego. Odkrywa pejzaż i tematykę ludową. Szkicowniki zapełniają się studiami wsi i jej życia. Zdecydowawszy zostać malarzem nie wybiera jednak drogi pozornie oczywistej. Zamiast rozpocząć studia plastyczne w Szkole Sztuk Pięknych idzie na uniwersytet we Lwowie, gdzie studiuje historię i filozofię. Bynajmniej jednak nie zapomina o ołówku i pędzlu. Pracownia jego staje się poczekalnia trzeciej klasy na dworcu kolejowym. Tu uczy się spostrzegawczości i uważnego notowania spraw człowieka wyrażanych kształtem i gestem. Zainteresowaniu ludźmi towarzyszy pasja do przezwyciężania technicznych trudności rysunku.

W tym okresie spotyka Stanisława Batowskiego, średniej miary malarza - batalistę, ale dobrego pedagoga. Batowski zajął się samoukiem. Udzielił mu kilka lekcji o podstawach rysunku i utwierdził młodego artystę w przekonaniu, że studia uniwersyteckie przyniosą mu jako malarzowi więcej pożytku niż Szkoła Sztuk Pięknych kryjąca w sobie niebezpieczeństwo wczesnej maniery. Wielka pracowitość i upór twórczy wynagrodziły Kratochwilowi w tym okresie rak Akademii. Naukę aktu zastępują liczne szkice koni. Niecierpliwsze od zawodowych modeli zwierzęta zmuszają artystę do szybkiej obserwacji i pracy z pamięci, która z kolei wpływa na wyrobienie zdolności interpretacji - wychwytywania i utrwalania najistotniejszych elementów ruchliwej rzeczywistości.

Służba wojskowa przerwała na rok pracę twórczą. Po ukończeniu podchorążówki w 1936 r., Kratochwil rzuca uniwersytet i przenosi się do Warszawy już jako ukształtowany młody artysta. Jego wstąpienie do Akademii zbiega się z wystawą w Zachęcie, która przyniosła mu zasłużony sukces. Pobyt w Akademii Sztuk Pięknych traktował Kratochwil jako okres samodzielnych doświadczeń. Uczył się a nie był uczony. Jego talent rozwija się w dwóch odmiennych kierunkach. W malarstwie kształtuje i udoskonala kolor i kompozycję. Komponuje swobodnie, daleko odchodząc od realizmu, stwarzając samodzielną, mocno przetworzoną wizję rzeczywistości. Nie ulegając tak modnym wówczas pokusom "bonnaryzmu", tworzy swoisty, bardzo polski typ obrazu olejnego. Kolor jego, odważny i nowatorski, ale nigdy nie wpadający w wulgarność, niemal jaskrawy, a jednak wyrafinowany nosi na sobie ślady wpływu sztuki ludowej, ludowego stroju.

W rysunku zachowuje dokładność, systematyczność. Studiuje cierpliwie rzeczywistość. Ta pozorna rozbieżność znalazła swoją widoczną syntezę dopiero w ostatnim roku przedwojennej twórczości. Właśnie doskonale opanowany rysunek pozwalał artyście na swobodę w malarstwie.

Przelotny okres courbetowskiego naturalizmu zostaje pzrezwyciężony dzięki "odkryciu" Daumiera. Duży wpływ na uformowanie się jego stosunku do sztuki miała uważna lektura Don Kichota. Cervantesowe arcydzieło przekonało go, że pokarmem uniwersalizmu jest konkret, że tylko określona rzeczywistość daje materiał do wypowiadania się w sposób zrozumiały na tematy zasadnicze i powszechne. Pięć jabłek Cézanne'a, różowy śledź na popielatym półmisku, czy trójkąt przecinający krzywe koło nie mają monopolu na wyrażanie po malarsku głębi wszechrzeczy. Plastyka, jak każda sztuka jest dziełem człowieka i ciąży na niej piękny obowiązek nie zapominania o tym.

Wyniki kilkuletniej, wytężonej pracy miały znaleźć swój widoczny wyraz w wystawie przygotowanej na zimę 1939/1940 r. Wojna, która udaremniła te plany oderwała artystę na szereg lat od regularnej twórczości. W kampanii wrześniowej brał był udział jako oficer rezerwy, a niedługo po zakończeniu działań wojennych w Polsce, przez Węgry i Jugosławię dostał się do Francji, skąd po walkach w 1940 r., do Anglii. Maluje tylko dorywczo, wobec trudności nastręczanych przez życie obozowe, za to szkicowniki zapełniają się rysunkami i przybywa akwarel. Rysunki z okresu szkockiego wyróżniają się wielką delikatnością. Studia nieba i drzew stanowią odrębny i bardzo ciekawy - "cichy" okres w twórczości artysty. W tym też czasie Kratochwil wykonuje serię miedziorytów - jedyną w swym życiu - pt. Wojna, której ukoronowaniem jest Warszawianka, o wielkiej sile i dramatycznym napięciu. Rzadki to przykład sztuki patriotycznej nie ulegającej pokusom tanich efektów i ilustracyjności.

Po zdemobilizowaniu i pobycie w Edynburgu, Kratochwil przybył do Londynu, aby rozpocząć najtrudniejszy chyba okres swego życia i twórczości. Nastają lata gorliwych studiów, pogłębiania wiedzy malarskiej, bezpośredniego zetknięcia się z wielką sztuką europejską National Gallery i sztuką klasyczną oraz wschodnią w British Museum, a równocześnie lata zmagania się z biedą, aby nie powiedzieć nędzą. Coraz wyraźniej krystalizujące się poglądy na życie i sztukę, poglądy niepopularne bo niewygodne a ogłaszane bezkompromisowo i otwarcie nie sprzyjały zjednywaniu wpływowych znajomych. Kratochwil nie umie schlebiać snobizmowi, nie umie nawet dyplomatycznie milczeć. Ustosunkowany krytycznie zarówno do ckliwych naturalistów sprzyjających bezczelnie małomieszczańskiemu brakowi smaku, jak i do szarlatanów chowających za wygodny parawan sztuki abstrakcyjnej wulgarną nieudolność rysunku, wypracowuje raz jeszcze własny styl korzystając z dobrze przetrawionych doświadczeń sztuki egipskiej, greckiej, chińskiej. Starannemu poznaniu tych tradycji poświęcił wiele czasu i pracy. Nie był to trud daremny, gdyż wykrystalizował pogląd na nieprzemijające, uniwersalne prawa rządzące sztuką.

W ciężkim i gorzkim okresie londyńskim żyje prawie samotnie. Grono jego przyjaciół jest nieliczne - za to wypróbowane. Jedną przynajmniej osobę z tego grona trzeba wymienić z nazwiska: Damę Ethel Walker. W ostatnich latach życia wielkiej angielskiej malarki, Marian Kratochwil był jednym z niewielu, a na pewno najwierniejszym, najbardziej bezinteresownym, a równocześnie najużyteczniejszym jej przyjacielem. Mimo ciężkiej sytuacji materialnej, która zmusiła artystę do pracy w domu towarowym J. Hill and Son (którego specjalnością są meble i przedmioty służące do dekoracji wnętrz), Kratochwil nie przestaje tworzyć. Teki pęcznieją od rysunków, następują po sobie serie jarmarków ulicznych, widoków Londynu, mówców z Marble Arch. Rośnie też i dojrzewa w dziesiątkach szkiców, coraz bardziej zbliżających się do ostatecznej formy główne jego dzieło: wizja Don Kichota - obraz wyrażający artystyczne i życiowe credo artysty na tle refleksji nad arcydziełem Cervantesa.

Zawsze też naokół Kratochwila gromadzą się początkujący plastycy, którym pomaga w przezwyciężeniu pierwszych trudności, uczy rysunku, służy swym doświadczeniem i kształtuje smak. W roku 1955 spełnia się jego wielkie marzenie: wyjeżdża po raz pierwszy na parę tygodni do Hiszpanii. Po roku powraca tam znowu na kilka miesięcy by spędzić czas pracowicie w Toledo - mieście swojego ukochanego El Greco i w madryckim Prado, gdzie zapoznaje się głębiej i serdeczniej niż poprzednio z Goyą i Velazquezem. Kilkadziesiąt obrazów olejnych (wśród nich niektóre dużej miary jak np. Brama przebaczenia), kilkaset świetnych rysunków, powrót do koloru - oto plon tych miesięcy przepalonych słońcem kastylijskiego lata i recydywą twórczego entuzjazmu. Kratochwil kontynuuje swoją pracę z uporem i wytrwałością, przekonany o słuszności obranego kierunku, nie zabiegając o doraźny sukces i hałaśliwą reklamę. Nie dbając o przemijające mody, prawo wyrokowania o swoim dorobku pozostawia sędziom jutra, których surowości się nie obawia, wierząc w ich sprawiedliwość.

M. Paszkiewicz, Marian Kratochwil, [w:] Sztuka polska w Wielkiej Brytanii 1940-2000. Antologia, pod red. M. A. Supruniuka, Toruń 2006, s. 170-173.

***

[...] Obok wykonywania miedziorytów artysta zawzięcie w tej epoce rysował. Pozostały całe szkicowniki pełne portretów i krajobrazów. Technicznie stanowią one zwartą całość, odrębny i zamknięty okres twórczości. Nawiązują do niektórych rysunków przedwojennych, ale w gruncie rzeczy wykonane są zupełnie nową techniką, w małym tylko stopniu polegającą na linii, a głównie na łączeniu i kontrastowaniu plam gładkich i chropowatych, gruboziarnistych z mocno podkreślanymi efektami światłocienia. Nie są to już przypadkowe notatki, szkice urzekające świeżością i zadziwiające opanowaniem rzemiosła - jak w szkicownikach z Polesia czy Podola - ale przemyślane kompozycyjnie całości. Wielość szczegółów wytracona jest przez odebranie im wyrazistości, zepchnięcie niemal zupełnie w szarość tła. A to, by nielicznym, wybranym elementom nadać znaczenia, ważności. [...]

Rysunki londyńskie, nadążając za zadyszanym, płytkim nurtem codzienności, podnoszą ją przemyślaną kompozycją do szlachetnej rangi zwartych artystycznie całości. Nadają jej cech intensywności i piękna. Dramatycznego napięcia przydaje tło architektoniczne. Ledwie naszkicowane najczęściej tło zrujnowanego wojną Londynu. Młode, niefrasobliwe życie krzewi się na cmentarzu miasta. Z przepalonych pożogą kamieni tchnie namysł, cisza. [...]

M. Paszkiewicz, Bezbarwne ocalenie, [w:] Kratochwil. Szkice o Artyście, Londyn 1971, s. 35-58.

***

Marian Kratochwil bardzo dużo czytał poezji. Byli ludzie zarzucający mu, że jego malarstwo jest zbyt literackie (wtedy panował kult abstraktu). Marian był za dobrym rysownikiem, aby stać się abstrakcjonistą. On tłumaczył nam rzeczywistość na rysunku. Miał pogardę dla abstraktu.

Wypowiedź z filmu Marian Kratochwil. Syntezy malarskie, 1992, reż. S. Pater


Zygmunt Ławrynowicz

[...] Kratochwil tentatywnie badał nowy teren, szukając nowego języka, aby oddać nową sytuację, inną atmosferę, zarówno tę, jaką zastał w obcym kraju i tę, którą nosił w sobie. Warto jest zauważyć trud poszukiwań, pogłębione spojrzenie, głęboko poruszoną duchowość, która usiłuje odzyskać równowagę, zdobyć tę niezłomną wiarę w naszą kruszejącą ludzkość, zeszmaconą cywilizację i, co ważniejsze, wzbudzić w sobie zaufanie do samego siebie i do własnej sztuki. Z czasem mroczne, smutne i tragiczne akcenty wojennego i powojennego okresu ustąpią z pola widzenia i Kratochwil rozjaśni na nowo swoją paletę malarską.

Ta zdumiewająca przemiana nastąpiła w rezultacie niezwykle owocnego odkrycia Hiszpanii i dzięki instynktownej umiejętności malarza sięgającego w głąb, do podskórnych źródeł i nurtu rzeczywistego życia. [...]

Myśl o Hiszpanii zrodziła się z całą pewnością dzięki malarstwu Goyi i książce Cervantesa. [...] Udał się tam nie inaczej niż dawni pielgrzymi, w poszukiwaniu nowej Jeruzalem wyobraźni, świeżego źródła inspiracji, nowego pola, na którym można by toczyć walkę o zbawienie własnej artystycznej duszy. [...] Twórczy malarz, jak sam kiedyś powiedział, instynktownie szuka takiego krajobrazu, który pasuje do duchowego świata artysty i jako taki, zdolny jest rozbudzić jego wyobraźnię malarską. Stąd to, co zaszło w Hiszpanii, jest częściowo przynajmniej wynikiem minionych doświadczeń z okresu wojennego i zaraz po wojnie. [...]

Kratochwil udał się do Toledo i stwierdził, że niesłychanie trudno jest namalować to miasto. Obiekt był fascynujący i niezmiernie skomplikowany zarazem. Pominąwszy już trudności formalne tego tematu, artysta musiał spotkać tam niezatarty ślad wielkiego poprzednika. Musiał spotkać się z natarczywym wspomnieniem Toledo-Golgoty, z fizycznie nieobecną, ale duchowo wyczuwalną obecnością postaci Ukrzyżowanego, tego pięknego i do głębi niepokojącego arcydzieła El Greco. Tak czy inaczej, Toledo stanowiło wyzwanie, a artysta przyjął je. Jego uwaga skupiła się na kamienistej naturze tych okolic. Jakkolwiek był on zafascynowany architektonicznym urokiem tego miasta, największe wrażenie wywarła na nim nieustanna walka człowieka ze skalistą substancją terenu, aby wyczarować piękno z pustynnej dziczy. Jego heroiczny wysiłek, aby utrzymać tę ziemię w stanie obfitości, żywą i zieloną wbrew palącym promieniom słońca. [...]

Przeglądając prace Kratochwila natychmiast rzuca się w oczy fakt, że tyle uwagi poświęcił on kamieniom i skałom. Skały niebieskie, skały zielone, skały żółte, skały płonące pożarem zachodu, skały żarzące się jak ognie na pustyni nocą. Intensywny, bogaty kolor łagodzi kanciastość brył. Miejscami zdają się topić pod działaniem drapieżnych promieni słonecznych i odbijają światło z taką gwałtownością, że długo patrzeć na nie sposób. Czasem ma się wrażenie, że rozżarzone do czerwoności kamienie wprost z pieców wulkanu toczą się po zboczach, tracąc własną indywidualną formę w masie ogarniętej wielką siłą pędu. Kiedy indziej piętrzą się dramatycznie niby stwory monstrualnej architektury ponad światem mężczyzn, kobiet i dzieci, żałośnie wlokących za sobą cały nieszczęsny majdan ich życia, niby metafizyczne cienie, zgniecione ciężarem i obojętnością granitowych bloków. Niestałość i kruchość ludzkiego żywota jest tu klasycznie zarysowana na tle niewzruszonej trwałości i ciągłości istnień zrobionych z kamienia. [...] Studium kamieni narzuciło mu nową dyscyplinę w jego sztuce: jego kreska stała się bardziej ostra i skrystalizowana a wraz z nią zmieniła się cała koncepcja formy. Stąd wniosek, że zainteresowanie Kratochwila kamieniem nie wykraczało poza rozważania natury formalnej. [...] Szukając nowych harmonii kolorystycznych i nowych walorów formalnych, Artysta poświęcił indywidualność kamiennego surowca. W intensywnym nurcie światła i bogactwie koloru zatarły się charakterystyczne rysy kamieni i głazów. Poskręcane w gwałtownych konwulsjach, wydają się one nieraz bardziej eteryczne niż ich oryginalna solidność mogła na to pozwolić. "Lubiłem malować tę udręczoną materię skał", wyznał Kratochwil, "bo skały uosabiają sobą gorączkę tworzenia; słowo 'forma' znaczy dla mnie tyle, co zorganizowana energia, a skały są dla mnie żywym wcieleniem twórczych sił przyrody". W licznych szkicach, rysunkach, obrazach, wyzwolił on tę energię pozwalając, aby wybuchła wspaniałą feerią kolorów. [...]

W słowach Kratochwila: "Jestem buntownikiem i dlatego samotny stoję" mieści się smutna definicja położenia twórczej jednostki w rozpadającym świecie. Może on, albo przyłączyć się do zbiorowego szaleństwa, które zniweczy jego twórcze zamierzenia, albo zachować własną odrębną indywidualność, przytomność i uczciwość własnej wizji artystycznej, i, w konsekwencji, znaleźć się w odosobnieniu, w izolacji. Jeśli izolacja jest ceną, którą trzeba zapłacić za ocalenie własnej duszy, uratowanie własnej sztuki od zagłady, a taki jest cel artysty zdaniem Kratochwila - to trzeba przyznać, iż jest to cena niewielka w istocie rzeczy.

Z. Ławrynowicz, Promienność tajemnicy, [w:] Kratochwil. Szkice o Artyście, Londyn 1971, s. 59-85.


Kathleen Browne

Przyjaciel przedstawił mnie Marianowi na wystawie. Powiedział, że Marian nie zna nikogo w Londynie a ja znam dużo ludzi. Dodał, że jest dobrym malarzem i muszę go komuś przedstawić.

Wypowiedź z filmu Marian Kratochwil. Syntezy malarskie, 1992, reż. S. Pater


Robert Knight

Równocześnie z nauką odebraliśmy poczucie równowagi. Uważaliśmy, że to, co słyszeliśmy z jego ust wychodziło od poważnego autorytetu. Pomiędzy wszystkimi "izmami" lat 60. i 70. - czuliśmy, że Marian uchylił nam kurtynę na wgląd w to, czym naprawdę jest sztuka i nie byliśmy rozdzierani w różne strony dyktatami mody czasów. Dopiero teraz, po dziesiątkach lat malowania odkryłem sam przez siebie, niektóre prawa i poglądy, o których Marian mówił tyle lat temu.

Cyt. za: T. Jeal, Marian Kratochwil, [w:] Z. Kratochwil, Marian Kratochwil, Warszawa 2002.